Recenzja filmu

Hedi (2016)
Mohamed Ben Attia

Syn swojej matki

Podobną historię opowiadano już nieraz, jednak w kontekście arabskim akcenty rozkładają się nieco inaczej. Na pierwszy plan wysuwa się konflikt nowego i starego. Hedi żyje w świecie, gdzie
Tunezyjski "Hedi" leży niedaleko rumuńskiego kina, w którym dramaty osobiste i kontekst społeczny przenikają i naświetlają się nawzajem, tworząc subtelny oraz przejmujący portret, jednocześnie indywidualny i zbiorowy. Niczym w pamiętnej "Pozycji dziecka" reżyser Mohamed Ben Attia wykorzystuje motyw opowieści o synu zakutym w dyby matczynej miłości, by przy okazji dyskretnie nakreślić obraz narodu, który znalazł się w egzystencjalnym rozkroku.

   

Tytułowy Hedi dusi się w kontrolującym uścisku matki, choć ta i tak woli drugiego syna, który wyemigrował do Francji, betonując na zawsze wizerunek siebie jako niedościgłego braterskiego ideału. Hedi sprzedaje samochody, choć ani nie lubi, ani nawet nie potrafi tego robić. Hedi ma wziąć ślub, choć w zasadzie w ogóle nie zna swojej narzeczonej, z którą widuje się tylko podczas drętwych schadzek w samochodzie. Hedi robi to, co wypada; to, co "się robi", zgodnie z wytycznymi matki, prawdziwej lokalnej pani Dulskiej: ma poważną pracę, zaraz założy rodzinę, prowadzi się dobrze. Zdusił w sobie artystyczne aspiracje, jakie czasami dają jeszcze o sobie znać w ekspresjonistycznych, rozkrzyczanych rysunkach, nad którymi pracuje w czasie wolnym bohater. Jego życie odbębniane jest według sztywnych kulturowych wytycznych.

Podobną historię opowiadano już nieraz, jednak w kontekście arabskim akcenty rozkładają się nieco inaczej. Na pierwszy plan wysuwa się konflikt nowego i starego. Hedi żyje w świecie, gdzie rodzinno-religijna ścieżka życiowa przestała być jedyną możliwą opcją. Jego osobisty kryzys odzwierciedla stan ducha całego narodu, rozdartego między powtarzaniem w nieskończoność utrwalonego przez pokolenia rytuału a próbą – i ryzykiem – wymyślenia siebie na nowo, przy odrzuceniu kulturowej protezy. Reżyser wprowadza tę perspektywę nienachalnie: sam Hedi wydaje się zresztą całkowicie odcięty od świata, także od polityki. Tylko w tle pojawiają się rzucane mimochodem wzmianki o arabskiej wiośnie, o kryzysie ekonomicznym, o zamachach terrorystycznych. Jedną z niewielu przestrzeni wolności w życiu Hediego są jego służbowe wyjazdy, podczas których przemierza kraj samochodem i pomieszkuje w hotelach. Sprzedawanie niezbyt mu idzie, ale tylko poza domem mężczyzna może odetchnąć pełną piersią. Ben Attia filmuje Tunezję, po której podróżuje bohater, jako świat pustych plaż i wyludnionych turystycznych kurortów. To kraj czekający na zredefiniowanie.



Właśnie na którejś z delegacji następuje niespodziewany przełom w życiu bohatera. W jednym z hoteli bohater poznaje Rym, pracującą jako opiekunka (nielicznych) turystów. Rym jest pełną życia, bezpretensjonalną kobietą. Zwiedziła świat, potrafi cieszyć się życiem – stanowi przeciwieństwo Hediego. Romans z nią daje mu jednak szansę na wyjście z życiowego impasu; o ile Hedi będzie w stanie przezwyciężyć ów bezwład. I choć brzmi to jak konflikt rodem z taniego melodramatu, reżyser stroni od telenowelowych przejaskrawień. Wystarczy spojrzeć na postać Rym, która nie jest żadną dziewczyną marzeń, tylko dojrzałą osobą, z własnymi celami, ambicjami i potrzebami. Nic dziwnego: Ben Attia zachowuje w swojej historii ludzką skalę. Producentami "Hediego" byli bracia Dardenne i czuć to w filmie – naturalistycznym, spokojnym, spoczywającym przede wszystkim na barkach aktorów. 

Grający głównego bohatera, Majd Mastoura otrzymał za swój występ nagrodę na Berlinale i faktycznie imponuje – przede wszystkim aktorską wrażliwością i powściągliwością. To rola zbudowana głównie na języku ciała: Hedi jest wciąż spięty, złamany; dopiero w obecności Rym zaczyna się rozluźniać. Wreszcie zdobywa się na wyzwoleńczy taniec i niemal w czasie rzeczywistym widzimy, jak spływają z niego kolejne pokłady odrętwienia. W skali światowego kina to żadna rewolucja, ale w życiu Hediego – prawdziwe trzęsienie ziemi. Ciche, wartościowe – choć niekoniecznie odkrywcze – kino.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tunezja, kilka lat po jaśminowej rewolucji. Tytułowy Hedi to dwudziestopięcioletni, właściwie niczym... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones